Wydrukuj tę stronę

Dwie cywilizacje – dwa światopoglądy – dwie elity

Niniejszy tekst jest swoistą odpowiedzią na wywiad z prof. Zbigniewem Mikołejko z 22.12.20151, zamieszczonym w "Polska the Times"

 

Zbigniew Mikołejko popełnił niedawno wywiad w "Polska the Times" w kontekście wygrania wyborów parlamentarnych w 2015 roku przez Prawo i Sprawiedliwość. Zawarł w nim tezę, która głosi, ni mniej ni więcej, że naród polski to dwie cywilizacje w jednym narodzie.

Jedna jest modernistyczna, druga - tradycjonalistyczna. Twierdzi on, iż ten podział ma bardzo stare źródła, wynikające jeszcze z podziału między Polskę chłopską i szlachecką:

 

Z drastycznego antagonizmu między chłopskim dziedzictwem Polski jakby zwierzęcej, pozbawionej głosu i historii, a szlachecko-inteligencką opowieścią o „polskich dziejach malowanych”, o bohaterstwie, męczeństwie, wzniosłości czynów. I coś ponadto jeszcze. Coś, co odsłonił pewien pozorny szczegół: zdjęcie zegara w kancelarii premiera i zastąpienie go przez krzyż (…). Nie była to jedynie manifestacja religijności, o nie. To widowiskowy przejaw zderzenia dwu różnych koncepcji czasu właściwych dla dwu różnych kultur mentalnych. Dla poprzedników dzisiejszej władzy, których obecność była oznaczona przez zegar, to było świadectwo, że żyją w czasie liniowym, mechanicznym, mierzalnym, w czasowości określonej przez rytm cywilizacji wyrosłej z oświecenia i całej nowoczesności pooświeceniowej. Że byle jakie to było u nas oświecenie, to już inna sprawa. Ale jednak było! I przyniosło dla wielu życie w jednorodnym i jednokierunkowym czasie zmiany, postępu, względnie praktycznego działania z nastawieniem na rysujące się w przyszłości cele. To, że teraz pojawia się krzyż, oznacza natomiast, że nowa ekipa żyje w zupełnie innej czasowości. Że jej nie obowiązuje już czas chronologiczny, mierzalny, mechaniczny, ale czas symbolu, obrzędy, rytuału. (...) [O]becna ekipa [rządząca] bardzo dobrze czuje się w kulturze rytuału, symbolu, mitu, archaicznej u korzeni.

 

Następnie wypowiada się o rzekomych zwolennikach owej ekipy rządzącej:

 

Godzą się więc oczywiście - podobnie jak radykalni islamiści - na techniki i technologie nowoczesności, na lepsze samochody, komputery, lodówki, wszystkie te dobra praktyczne i usprawniające działanie, natomiast nie akceptują tego, co w cywilizacji nowoczesnej łączy się z mentalnością, to znaczy z otwartością, ruchliwością, wielością i odmiennością, ze zrozumieniem innego itd. Kurczowo trzymają się więc tych zakrzepłych światów, w których się ongiś zadomowili. I tutaj dochodzimy do źródeł zmagania: znaki mentalnych i kulturowych przemian, głosy wzywające do postępu i otwarcia się na ogromnie zróżnicowany świat, z jego wielością stylów życia i sposobów myślenia, traktują jako zagrożenie, jako zamach na ich zadomowienie w korzennym i archaicznym świecie odwiecznie powtarzalnych gestów, zachowań, symboli, obrzędów, zewnętrznej religijności, opowieści mitycznych. To jest bolesne, bo na to składają się zarówno złogi z obszaru doświadczenia feudalnego i ludowego katolicyzmu, jak i komunizmu. (...) A teraz przychodzą ci miastowi, postępowcy, lewicowcy, liberałowie, wymagają racjonalnych zmian, otwarcia się na wielość i zróżnicowanie, na odmienne postaci egzystencji - i im to wszystko burzą. Wali im się więc świat, do którego są emocjonalnie przywiązani, bo wrastali weń bezrefleksyjnie od pokoleń.

 

Po przeczytaniu tego wywiadu, przypomniała mi się dyskusja (dotycząca "praw" homoseksualistów) Krzysztofa Bosaka i Dariusza Michalczewskiego z programu TAK czy NIE z 23.09.20142, w której Michalczewski powiedział do Bosaka tak: My już rozmawiamy 15 minut, ale mnie się wydaje że na innych stacjach odbieramy - pan na Telezakupach, a ja na CNN. Michalczewski wypowiadał się w sumie bardzo podobnie do Mikołejki, choć nieco innym językiem, ale trzeba mu przyznać, iż to bardzo trafne spostrzeżenie. W istocie jest tak, że obie te "cywilizacje" to zupełnie inne stacje, nadające i odbierające na zupełnie różnych falach. Przypatrzmy się im - pozycjom, które zajmują i stanowiskom, które reprezentują. 

Polska tradycjonalistyczna i modernistyczna

 

Pierwszą z nich nazwać można Polską modernistyczną (PM). Owa cywilizacja bardzo lubi przedstawiać samą siebie jako "obiektywną", "nowoczesną", "postępową" i "naukową". Jej elita to zwesternizowany "salon" (w ziemkiewiczowskim rozumieniu), "celebryci", technokraci i finansjera. Charakteryzuje się ona światopoglądem racjonalistycznym i lewicowo-liberalną pozycją polityczną. Popiera wielokulturowość, liberalizm obyczajowy, "otwarcie się" i - generalnie rzecz biorąc - rozmycie granic, popiera globalizację zarówno w sensie ekonomicznym, jak i kulturowym. Absolutyzuje jednostkę, abstrakcyjnego "człowieka w ogóle"; bazuje na paradygmacie (post)oświeceniowym. Opowiada się, mniej lub bardziej świadomie, za teorią modernizacji w kontekście wizji rozwoju społecznego. Co to znaczy? Teoria modernizacji jest jedną z teorii zmian społecznych w socjologii, która zakłada iż zmiany społeczne są: ewolucyjne (powolne, pokojowe zmiany), stadialne (każde społeczeństwo przechodzi przez takie same etapy rozwoju), jednoliniowe (słabiej rozwinięte społeczeństwa muszą podążać tą samą ścieżką co państwa rozwinięte, powtarzając te same kroki) i konwergentne (upodabniające - w drodze rozwoju wszystkie społeczeństwa się upodabniają). Istotne jest to, iż teoria modernizacji ma charakter nie tylko opisowy, ale (co ważniejsze) również normatywny. Innymi słowy, jej zwolennicy nie tylko twierdzą, że tak jest, ale i że tak być musi - a każdy kto twierdzi inaczej, jest zacofanym głupcem, ciemniakiem, nieukiem. Ta wizja, rzecz jasna, znajduje swe odbicie w podejściu do ekonomii. Sztandarowym przykładem "modernistycznego" podejścia do gospodarki jest Leszek Balcerowicz.

Druga to Polska tradycjonalistyczna (PT). Owa cywilizacja charakteryzuje się światopoglądem tradycjonalistycznym i narodowo-konserwatywną pozycją polityczną. Ze sceptycyzmem podchodzi do westernizacji, liberalizmu obyczajowego, laicyzmu, wielokulturowości i rozmycia wszelkich granic. Przywiązana jest do mitu, symbolu, rytuału. Podkreśla wagę rodziny, narodu, rodzimej tradycji i kultury, "swojskości". Podejrzliwie patrzy na proces globalizacji i niekontrolowane "otwarcie się" na wszystko, zarówno w sensie ekonomicznym jak i kulturowym. Jest to cywilizacja ceniąca zakorzenienie. Mniej lub bardziej świadomie opowiada się za teorią zależności w kontekście wizji rozwoju społecznego. Co to znaczy? Teoria zależności w teorii zmian społecznych opiera się na założeniu, iż istnieje gospodarcze Centrum i Peryferie (czasem również pół-peryferie). Między nimi panują stosunki asymetryczne, a sama gospodarka międzynarodowa widziana jest jako gra o sumie zerowej (korzyść jednych to strata dla drugich). Kraje centrum sprzedają peryferyjnym dobra przetworzone, a kraje peryferyjne sprzedają Centrum głównie surowce. Owa wymiana nierówna umożliwia krajom Centrum osiągać znaczne zyski, znacznie przeważające zyskom krajów peryferyjnych. Owa przedłużająca się sytuacja coraz bardziej uzależnia kraje peryferyjne od krajów centralnych (które kształtują ceny na rynkach międzynarodowych). Utrzymanie takiej sytuacji leży w interesie krajów centralnych, które, rzecz jasna, promują jak największe "otwarcie rynków", "mobilność kapitału", "wolny handel" itp.3, które umożliwiają im utrzymanie dominacji na rynkach światowych. Dla krajów peryferyjnych jest to oczywiście niekorzystne, gdyż przynosi summa summarum duże straty i utrzymywanie ich w pozycji podległości. Utrzymywanie tego typu asymetrycznych relacji nie tylko nie powoduje „doganiania” krajów Centrum, ale wręcz zwiększa zależność i przepaść gospodarczą. Przedstawicielem tej wizji gospodarki w Polsce jest Witold Kieżun4. Sytuacja ta jest utrzymywana w krajach peryferyjnych przez elitę kompradorską, która jest popierana i nieraz utrzymywana przy władzy (lub nawet wynoszona do niej) przez kraje Centrum. W zamian za poparcie i dobra luksusowe, Centrum utrzymuje dzięki „postępowej” elicie "porządek" i "stabilność" w kraju peryferyjnym. Przykładem tego był np. ostatni szach Iranu - Reza Pahlavi. Jest to również dobry przykład na to, iż w każdych czasach tradycjonalistyczni "tubylcy" mogą zdetronizować modernistycznych "kreoli", mimo zagranicznego wsparcia (tak jak zrobił to imam Ruhollah Chomeini w Iranie).      

 

Relacje między Polską modernistyczna a Polską tradycjonalistyczną są specyficzne. PM bardzo lubi pouczać PT. PM Lubi przystrajać się w szaty chłodnego, obiektywnego, racjonalnego eksperta, który poucza ciemnego, niewyedukowanego, emocjonalnego i zacietrzewionego chłopa. I tak też przedstawiciele PM przedstawiają tę relację w dyskursie publicznym. Pytanie brzmi: czy tradycjonalistów powinno to w ogóle obchodzić? W moim przekonaniu, odpowiedź brzmi: i tak, i nie.

 

Z pewnością, PT lepiej radzi sobie na ulicy, a PM lepiej sobie radzi na salonach. Jeżeli stawką jest rząd dusz, to PT (jeśli chce wygrać) musi panować nad jednym i drugim. Musi w sposób zdecydowany wepchnąć się na salony, ale nie argumentem siły, tylko siłą argumentów. Jak to opisywał Vilfredo Pareto, historia to krążenie elit. PT musi wykształcić własną elitę - ludzi "udanych", wykształconych, obytych, z klasą; ludzi, którzy odnieśli jakiś mierzalny sukces życiowy. Dlaczego to jest ważne? Dlatego, że PT będzie przyciągała niezdecydowanych tylko wtedy, gdy będzie się kojarzyła z ludźmi sukcesu – jeżeli przeciętny Polak będzie kojarzył PT z sukcesem, to będzie się chciał upodobnić. Elita tradycjonalistyczna musi prezentować ponadto własną aksjologię, własne wartości, własny sztandar i musi je zaprezentować w atrakcyjnej formie - tak żeby w widoczny sposób kontrowała wartości PM. Co jest jednak najistotniejsze, elita tradycjonalistyczna nie może wynosić się poza masy narodowe, musi je reprezentować i mieć świadomość, że ma wobec narodu ma przede wszystkim zobowiązania. Bycie elitą to nie żaden lans, tylko odpowiedzialność. Elita ma być mądra duchem narodu, a nie być „panem” pouczającym „chama” (jak ma to miejsce obecnie). Elita ma być dla narodu przykładem, a nie jego zaprzeczeniem. "Jestem Polakiem - więc mam obowiązki polskie. Są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka". 

 

Jak miałaby wyglądać elita tradycjonalistyczna? Lepiej będzie, jak oddam głos dwóm panom, których uważam za godny wzór do naśladowania:

 

Czego nam trzeba… nie potrzebujemy „von” ani „de” czy jakiejś wielkiej arystokracji, potrzebujemy duchowej arystokracji – skromnych ludzi, bardzo skromnych ludzi. Czego nam trzeba to prawdziwej elity. Mówiąc „elita” nie mam na myśli bogaczy jeżdżących BMW, Mercedesami, czy czym tam, ale wręcz przeciwnie – bardzo skromnych ludzi, ale ludzi władających językami obcymi i zaznajomionych z obcymi kulturami, którzy mają poczucie „europejskości”, jeśli mogę tak to ująć; (…) którzy czują się jak u siebie zarówno w Portugalii, czy też w Islandii – oczywiście – będąc jednocześnie dumnymi ze swego pochodzenia. Nie powinni lekceważyć swojego pochodzenia. Ale wyłącznie tacy właśnie ludzie mogą być naszymi przyszłymi przywódcami. I mówię poważnie. To nie tylko kwestia doskonałej znajomości obcych języków i kultur, ale to również kwestia charakteru. I dlatego ja sam, przyznam ci to, jestem trochę sceptyczny, gdyż część nacjonalistów, których poznałem, nawet tutaj w Chorwacji, w Niemczech czy w Ameryce skupia się znacznie bardziej na swych portfelach i na lansie. Uważają nacjonalizm za jakieś hobby. To nie jest hobby, to jest cholerne przeznaczenie! (...)

Teraz, co mamy? Mamy totalne, jak mawiał Nietzsche ze 150 lat temu, totalne przewartościowanie wszystkich wartości. Teraz, wzorcem dla młodych Polaków nie jest Sienkiewicz, wzorcem jest kanciarz, menedżer bankowy – i to jest niefortunne. Tak długo jak wzorcami będą kanciarze, rozumiesz – kanciarze, mali gangsterzy którzy spekulują pieniędzmi – tak długo jak to będzie wzorzec dla młodego pokolenia, to się nam nie uda. Musimy naruszyć, musimy zmienić i zamienić te wartości. Szlachetność duszy, Przyjaźń, Poświęcenie – to musi być naszym motorem działania w stworzeniu (...) nowego imperium.

T. Sunić, "Wywiad z Tomislavem Suniciem", Trygław nr 16.

 

W różnych miejscowościach znajdują się ludzie, którzy uczynili bardzo wiele dla Legionu swą pracą, poświęceniem i zaangażowaniem - duchowa elita, która wyróżniła się w walce legionowej, dając dowodu wyrzeczeń, odwagi, poświęcenia, dyscypliny, kryształowej wiary.  Z wielkiej walki legionowej narodzi się nowa (...) arystokracja. Wyróżniać się ona  będzie nie posiadaniem pieniędzy, ziemi, bogatych strojów, ale wartościami ducha, cnotą –  będzie to arystokracja duchowa.  „Arystokracja” wyrosła na interesach, oszustwie, na wyprzedaży kraju, upadnie. Tak jak złoto próbuje się ogniem, tak w ogniu walki legionowej dokona się próba prawdziwej moralnej elity  (...). Nasz Ruch zwycięży.

C. Codreanu , "Droga Legionisty".

 

Paweł Bielawski

1 http://www.polskatimes.pl/artykul/9219405,prof-mikolejko-w-polsce-walcza-ze-soba-dwie-cywilizacje-slychac-labedzi-spiew-tradycjonalistow,1,id,t,sa.html

2 https://www.youtube.com/watch?v=PjlIQJyHG3c

3 Z kilkoma ledwie wyjątkami wszystkie obecnie bogate kraje, łącznie z Wielką Brytanią i USA – rzekomymi ojczyznami wolnego handlu i rynku – wzbogaciły się dzięki kombinacji protekcjonizmu, subsydiów oraz innych polityk, których stosowanie jest dzisiaj odradzane krajom rozwijającym się. – Ha Joon-Chang.

4 http://www.nacjonalista.pl/2014/06/27/struktura-gospodarcza-iii-rp-skolonizowani-i-wykupieni-przez-obcy-kapital/