Wydrukuj tę stronę

Grzegorz Ćwik - Covid szansą?

Rok 2020 zapisze się w historii z pewnością jako rok przede wszystkim koronawirusa i jego pandemii. Ogrom zmian związanych z walką z chorobą i obostrzeniami wprowadzanymi na całym świecie sprawił, że nasze dotychczas cokolwiek stabilne życie w wielu aspektach wywróciło się do góry nogami. Utrata stabilności, upadek wielu mitów i powrót z kolei wydawało się powoli odchodzących wartości – to wszystko sprawia, że rok 2020 w dłuższej perspektywie może być początkiem rewolucyjnej zmiany nie tylko tego jak żyjemy, ale generalnie całego naszego świata i rządzących nim reguł.

 

Wielu publicystów, zarówno z lewa jak i prawa, pyta w związku z tym czy koronawirus to także szansa? Mamy oczywiście świadomość, że choroba powoduje śmierć wielu osób, a straty ekonomiczne, społeczne i polityczne są ogromne, z drugiej jednak strony spojrzeć na całość zagadnienia możemy dużo szerzej.

 

Główne nurty ideowe, które napędzają obecny świat – liberalizm, kapitalizm, nowa lewica są aspektami, które poddajemy całościowej i wieloaspektowej krytyce. Jednocześnie idee te  generalnie od dłuższego czasu trzymają się nie tylko bardzo mocno, ale też zdobywają coraz to nowe przyczółki i rozszerzają swój zakres rażenia. Gospodarka liberalna w stylu anglosaskim przeżera od początku lat 80-tych praktycznie cały świat, czego nasz kraj ma pecha doświadczać od ponad 30 lat. Nowa lewica wraz ze swą ideologią opresji, ofiar i dekonstrukcji staje się za pomocą politpoprawności dominującą siłą w szeregu krajów. Postępy tych nurtów w czasach i skutki ich oddziaływania nie były tak widoczne i spektakularne, jak w dobie pandemii.

 

Każda rewolucyjna zmiana zaczyna się od poważnego kryzysu i podważenia dotychczasowego status quo. Zanim rewolucjoniści francuscy w roku 1789 czy rosyjscy w roku 1905 i 1917 ruszyli na ulice budować nowy ład, najpierw zachwiany został cały poprzedni ustrój. Podobnych zresztą analogii szukać możemy i w innych momentach dziejowych – w roku 1918 i 1919 w rewolucjach Europy wschodniej czy Niemczech, w roku 1989 przy okazji upadku bloku wschodniego czy w roku 1968.

 

Skoro więc z jednej strony świat napędzają trucizny, które uważamy za zło w czystej postaci, a z drugiej strony koronawirus dokonuje systemowego zachwiania zastaną sytuacją, być może pandemia jest także szansą?

 

 

 

Koniec neoliberalizmu?

 

 

Mało co tak dostało po głowie w dobie pandemii co neoliberalizm w thatcherowsko-reagonowskim wydaniu. Oto okazało się dosłownie w ciągu dni, że w gdy rozpoczyna się kryzys, gdy upadają rynki, spada PKB i pojawiają się tysiące i miliony chorych, wszyscy zaczynają liczyć… Nie, nie na nieistniejącą rękę rynku, ale na państwo. Oto państwo ma stabilizować gospodarkę, odpowiadać za organizację życie społecznego, walczyć z chorobą i zapewnić tarcze osłonowe na czas kryzysu ekonomicznego. I nie ma w tym nic dziwnego, bo od tego jest właśnie państwo.

 

Warto zwrócić uwagę, że to kraje rządzone przez zadeklarowanych neoliberałów dostały pod względem chorobowym najgorsze baty. Czemu? Z jednej strony neoliberałowie lubują się w demontażu wszelkich normalnych instytucji jak państwowa służba zdrowia, z drugiej strony dziwnym trafem ci sami neoliberałowie zwykle zalatują foliarstwem, które każe walczyć ze szczepionkami, „plandemią” i reptilianami. Oczywiście, w głębi swej duszy (o ile neoliberał posiada takową) neoliberałowie wiedzą, że koronawirus istnieje, ale fakt, że kreatury pokroju Trumpa, Bolsonaro, Johsnona czy Korwina popierały lub popierają nadal brak zdecydowanej walki z chorobą wynika z tego, że ludzie ci przekładają nad życie ludzkie ekonomię, słupki wzrostu i utrzymanie PKB na określonym poziomie. Niech giną tysiące, byleby gospodarka nadal konsumowała, wydalała i znów pracowała by zaspokoić głód sztucznych potrzeb.

 

Tymczasem świat neoliberalnych urojeń swoje, a życie swoje. Tam gdzie służba zdrowia nie została jeszcze do cna rozmontowana, a państwowe agendy i struktury były odpowiednio silne, tam państwa radziły sobie dużo lepiej, niż pozostałe. Różnica w tym jak z koronawirusem radzi sobie Wielka Brytania, a jak Chiny jest tu wręcz podręcznikowa.

 

Oczywiście, te zewnętrzne aspekty to wierzchołek góry lodowej. Szereg innych elementów wykazał i wykazuje cały czas, że neoliberalizm zbudowany na niesprawiedliwości, wyzysku i nierówności jest drogą donikąd. Przykład Amazona, którego szef, podobnie jak inni amerykańscy miliarderzy, w czasie pandemii zarobił krocie, podczas gdy jego pracownicy stale ubożeją, jest jednym z częściej przywoływanych. Podobnie jak wypadki, gdy pomoc państwowa trafiła głównie do wielkich korporacji i banków, a nie zwykłych obywateli, co jest powtórzeniem bezczelnych praktyk z kryzysu roku 2008.

 

Obnażona została rzekoma dowolność zawierania umów, wszelkie niedomagania Kodeksu Pracy i instytucji mających teoretycznie pilnować tego, a z drugiej okazało się, że związki zawodowe to nie relikt przeszłości, ale często jedyne skuteczne narzędzie dla pracowników do obrony swoich praw i określonej pozycji w zakładzie pracy. Nie okłamujmy się – o ile w części wypadków można uznać zasadność tego, że pracodawcy próbują np. zmniejszać pensje (turystyka, gastronomia), to w szerszym spojrzeniu argumenty jakie słyszymy, są tymi samymi argumentami, jakie słyszeliśmy od wielu dekad. „Płaca minimalna zwiększa bezrobocie”, „nie ma obowiązku pracować tu na takich warunkach”, „koszty pracy zmniejszają pensje”, etc etc. Wszystkie te brednie, stojące w rażącej sprzeczności z realiami, obecnie znów są podnoszone, aby wyzyskać moment i znacząco pogorszyć i tak niezbyt korzystną pozycję pracownika w świecie pracy. 

 

Tymczasem okres pandemii koronawirusa jak mało co w dzisiejszych czasach uwidacznia upadek neoliberalizmu i jego zasad. To system, w którym bogaci staja się jeszcze bogatsi, biedni jeszcze biedniejsi a koszt tego ponosi całe społeczeństwo oraz środowisko naturalne.

 

 

 

Inne modele życia

 

 

Neoliberalizm to także określone, narzucone formy spędzania czasu i modele życia. Oparte na materializmie, szczurzym wyścigu do coraz większych zbytków, przy pominięciu rodziny, swoich pasji i jakiegokolwiek życia poza pracą. Jako rozrywka oczywiście picie na umór, coraz droższe prochy, coraz słabsze filmy w coraz droższych kinach, netflix i obowiązkowo wyjazdy zagraniczne jako wyróżnik dobrobytu.

 

Rodzina, przyjaciele, czas wolny? To mało dochodowe, więc projektanci dusz nie przewidzieli należytego miejsca na te archaizmy. Tymczasem kryzys pandemiczny wykazał jak bardzo nie tylko znaczenie mają więzi ludzkie i lokalne wspólnoty, ale przede wszystkim jak mocno mylą się ci, którzy pompują i pompowali w nas wyobrażenie, że przełożenie amerykańskiego stylu życia da nam szczęście i ukojenie.

 

W okresie choroby okazuje się, że pomoc sąsiada więcej warta jest niż wyjazd na Majorkę a rodzinne więzi mają wyższe notowanie niż akcje CD Projektu przed premierą Cyberpunka. Do ludzi zaczyna docierać, że latami żyli omamieni złym snem, który przełamał granicę jawy i mary i stał się ich codziennością. Ciekawe ile osób, w dobie zamkniętych pubów, knajp, ćpalni i modnych miejscówek ma problem ze znalezieniem sobie czegoś „do roboty”. Ale cóż, jak ktoś kiedyś powiedział „nudzi się w życiu tylko nudnym ludziom”.

 

 

 

Państwo, Naród, racja stanu

 

 

Koronawirus wykazał, że wszelkie brednie rodem z ust Magdaleny Środy czy europosłanki Spurek o końcu państwa narodowego są czczą gadaniną. Państwa oparte o wspólnoty narodowe były, są i będą naturalną formą organizacji i funkcjonowania człowieka. Unia Europejska i inne organizacje międzynarodowe, które próbowały walczyć z pandemią poniosły instytucjonalną porażkę, niczym polska kadra na kolejnych mundialach. To państwa okazały się właściwym elementem i narzędziem stawiania oporu chorobie i jej następstwom. To wspólnota narodowa stanowi główny punkt odniesienia dla ludzi podczas pandemii. A przede wszystkim okazuje się, że wszelkie humanitarne głupstwa, ideologie wszechmiłości są niczym przy prostym pojęciu racji stanu. Każdy jest członkiem określonego Narodu i to w jego ramach i przy realizacji racji stanu swego państwa walczy z koronawirusem. Ponadpaństwowe idee wykazały swoją nieprzydatność, a wręcz szkodliwość.

 

Tu uwidacznia się czynnik drenażu państwa i jego agend przez ideologię neoliberalizmu z jego perspektywą wiecznej optymalizacji zysków, kosztów i strat. To nie mityczny „socjalizm” odpowiada za tragiczny stan państwowej służby zdrowia, ale właśnie kapitalistyczne praktyki niszczenia wszystkiego co państwowe. W efekcie służba zdrowia jest niedofinansowana, źle zarządzana, ma niewystarczający personel do realizacji swoich działań. Wynika to z kapitalistycznej metody traktowania każdego aspektu działalności ludzkiej poprzez pryzmat kategorii materialnych. Tymczasem służba zdrowia nie ma zarabiać, a przede wszystkim leczyć i ratować ludzkie życie. Jeśli dopuścimy tu logikę neoliberalną, wówczas zawsze następuje gwałtowne obniżenie skuteczności leczenia i poziomu usług medycznych oraz ich dostępności. W końcu ratowanie ludziom życia nie jest tak dochodowe jak nowe Iphony.

 

 

 

Upadek elit

 

 

Jednym ze społecznych filarów neoliberalizmu jest jego umocowanie w powszechnym poparciu przez elity. Dziennikarze, naukowcy, aktorzy, muzycy oraz oczywiście „eksperci” powszechnie legitymizują ład neoliberalny. I nie ma tu większej różnicy między Petru, Lubnauer, Czarzastym, Bosakiem a Korwinem. To wszystko odmiany tej samej choroby. To ci ludzie narzucają nam określoną aksjologię, gradację wartości i wyobrażenia na temat świata. I to ci ludzie – właśnie szeroko rozumiane elity, jak mało co, zostały skompromitowane przez swoją głupotę i oderwanie od rzeczywistości, co wykazała obecna pandemia.

 

Elity obecne to przede wszystkim beneficjenci reform Balcerowicza lub ich dzieci, przepełnieni nienawiścią klasową i poczuciem własnej wyższości wobec „roszczeniowców” i „nierobów”. Rozpłynięci w świecie bez granic, pełnym opcji i możliwości nie przewidzieli, że pierwszy napotkany kryzys uwidoczni bezmiar ich kłamstw, oraz to, że nie rozumieją oni świata, a tylko próbują w barbarzyński sposób przykładać do niego miary swojej wyśnionej nowoczesności i wymarzonego zerwania z polskim ciemnogrodem.

 

Elity są kłamstwem, propagują kłamstwo i żyją kłamstwem – taki wniosek dotarł chyba już do każdego. Elity, które nie są żadnymi elitami, ale zwykłą bandą leni, którzy chcieliby wygodnego życia za frajer powoli, krok za krokiem tracą zdolność wpływania na społeczeństwo i manipulowania nim. I jak sądzę to jeden z najbardziej pozytywnych aspektów koronawirusa.

 

Wasza wizja była kłamstwem, wasze wartości są pustymi sloganami, w który sami nawet nie wierzycie. Nie rozumiecie procesów rządzących tym światem ani jego mechanizmów, tym bardziej nie jesteście w stanie ich naprawić. Kolejne kompromitujące wypowiedzi Olgi Tokarczuk tylko to potwierdzają. Najwyższa pora by to nacjonaliści podjęli trud wystawienia własnych elit – w pełnym tego słowa rozumieniu.

 

 

 

Zielona rewolucja

 

 

Największym chyba wyzwaniem naszych czasów jest walka z kryzysem klimatycznym. Wspominałem o tym w dwóch tekstach o globalnym nacjonalizmie, stąd tutaj nie będę wracał do ówczesnych konstatacji, zapewne znanych osobom czytającym niniejszy tekst. Dla nas istotne jest, że koronawirus wykazał nam jak bardzo nasze życie może ulec w szybki i właściwie prosty sposób wywróceniu do góry nogami. Dotychczasowe uporządkowane sposoby funkcjonowania ludzi zostały podważone przez wydawałoby się prostą sprawę – znany od pewnego już czasu wirus. Pytanie jak bardzo nasze życie podważy stałe wzrastanie temperatur i związane z tym skutki: powodzie, susze, tropikalne choroby, migracje ludności, problemy z rolnictwem.

 

Musimy zrozumieć, że paradygmat wzrostu wykładniczego musi zostać podważony, gdyż ciągły wzrost konsumpcji, produkcji i wytwarzania energetyki prowadzi do coraz poważniejszych problemów klimatycznych. Ponadto wzrost taki oparty jest w gruncie rzeczy na samo-finansującym się długu, który prędzej czy później poskutkuje ogromnym kryzysem finansowym, przy którym rok 2008 to tylko niewinne pierdnięcie w mieście.

 

Nowe modele życia, nowy sposób życia związany ze zmniejszeniem emisji gazów cieplarnianych zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i całej ekonomii są odpowiedzią, jaką nacjonalizm musi wypracować, by znaleźć lekarstwo na choroby naszego świata. Już teraz szacuje się, że straty środowiska naturalnego z ręki człowieka są tak duże, że aby natura powróciła do stanu pierwotnego potrzeba by miliona lat (sic!). To pokazuje skalę problemu. Gigantyczna nadprodukcja, aksjologia konsumpcji i nieliczenie się z pokoleniowymi skutkami naszych działań doprowadziły nas do momentu, że nie możemy już liczyć, że nasze problemy rozwiąże następne pokolenie, bo wówczas zwyczajnie będzie za późno.

 

 

 

Wspólnota lokalna

 

 

Jednym z najczęściej wymienianych skutków liberalizmu jest atomizacja i rozpad wspólnot lokalnych. Tymczasem pandemia koronawirusa przypomniała nam, jak ważne są niewielkie, lokalne społeczności. To właśnie tam najprędzej możemy liczyć na wsparcie, pomoc i kooperację. Liberalna koncepcja wolnych atomów i prymatu indywidualizmu nad wspólnotą bankrutują wraz z tym, jak wirus panuje coraz dłużej. Przypomnienie znaczenia organiczności wspólnot, które tworzy człowiek i ich charakteru to nieodzowny element uzdrowienia społeczeństwa. Ileż bowiem patologii wynika z faktu, iż człowiek w dzisiejszych czasach jest zwyczajnie zagubiony i samotny, nie dostrzegając w najbliższym otoczeniu jakiegokolwiek wsparcia i wartości.

 

Oczywiście państwo i jego wsparcie jest także niezwykle istotne (o czym już wspomnieliśmy), ale to właśnie wśród bliskich nam ludzi (w znaczeniu jak najbardziej dosłownym) najszybciej możemy liczyć na wzajemną pomoc, w rodzaju nieraz najbardziej podstawowych kwestii: zrobienia zakupów, pomocy w pracach domowych czy wspólnego dbania o mienie społeczne.

 

 

 

Edukacja

 

 

Wspominaliśmy nieraz o kwestii foliarstwa na prawicy. W dobie koronawirusa aspekt ten przypomina nam, jak ważna jest kwestia edukacji na odpowiednio wysokim poziomie. W okresie walki z pandemią bowiem wszelkie antyszczepionkowe bzdury i twierdzenia, że koronawirus nie istnieje są po prostu działalnością przeciwko bezpieczeństwu narodowemu. Nie byłoby to takie jednak groźne i niebezpieczne, gdyby edukacja była w stanie wykształcić u ludzi odpowiedni poziom krytycyzmu na takie treści i postawy. Tymczasem wydaje się, że wszelkie żałosne teorie spiskowe raczej rosną w siłę, niż spychane są na margines. To oczywiście efekt zarówno celowego działania części polityków i osób publicznych, jak i agentury (rosyjskiej chociażby), ale także – a może przede wszystkim – efekt kiepskiego stanu edukacji w Polsce, która nie uczy krytycyzmu, umiejętności samodzielnej oceny materiałów medialnych i krytycznego stosunku do pewnych komunikatów i schematów.

 

Mówienie o edukacji jest być może trywialne w Polsce, bo temat omawiany jest praktycznie non stop a właściwie niewiele się zmienia, jednak znowuż – koronawirus wykazuje jak bardzo i na tym polu musimy dokonać radykalnych i zdecydowanych działań.

 

 

 

Czas na zmiany

 

 

Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli koronawirus nie jest bodźcem, który pchnie nas do wręcz fundamentalnych zmian, to co może tym być? Jeszcze większa katastrofa? Ta już czeka za rogiem, a mam tu na myśli oczywiście coraz poważniejsze skutki kryzysu klimatycznego. Sam koronawirus też zresztą mutuje, więc być może kolejne fale pandemii poza zebraniem śmiertelnego żniwa także doprowadzą do rozpoczęcia ostatecznego fermentu.

 

Dobrym pomysłem na początek jest wprowadzenie chociażby gwarantowanego dochodu podstawowego – już to uderza w neoliberalne stosunki pracy i społeczne, zapewnia większy poziom równości społecznej, upraszcza szereg procedur, zwiększa pozycję negocjacyjną pracowników, a ostatecznie być może wpłynie na definitywną zmianę sposobów spędzania wolnego czasu.

 

Neoliberalizm nie jest powodem koronawirusa oczywiście, ale tenże wykazał jak bardzo jako ludzie i Narody jesteśmy wydrenowani i zniszczeni tą ideologią. W połączeniu z nowo-lewicowymi potworkami dostajemy w efekcie receptę na upadek człowieczeństwa jako takiego. Już dziś widzimy zatracenie tożsamości i ludzkiej świadomości na prawie każdym poziomie i w każdym aspekcie ludzkiej aktywności.

 

Tak być jednak nie musi. Póki żyjemy, póty jest możliwość rozpoczęcia procesu odbudowy i Rekonwkisty. Niech koronawirus poza szeregiem wysoce negatywnych skutków będzie miał też ten jeden pozytywny – niech będzie bodźcem do naprawy tego świata.

 

 

 

Grzegorz Ćwik