Natalia Karlsson - Szwedzka strategia – klucz do sukcesu czy największy błąd?

Wiadomości na temat szwedzkiej strategii, tudzież metody walki z epidemią koronawirusa obiegły cały świat, wywołując niepokój, lecz także nadzieję. Państwa europejskie, jak i Stany Zjednoczone z uwagą obserwują rozwój sytuacji w skandynawskim państwie szukając potwierdzenia słuszności wprowadzonych przez siebie restrykcji lub skutecznego sposobu walki z pandemią. Choć po upływie kilku miesięcy widać, że to w krajach, które wprowadziły szerokie restrykcje, sytuacja zaczyna znajdować się pod kontrolą i liczba zarażeń maleje, Szwecja nadal jest przekonana o słuszności swojej strategii, a media, uciekając się nawet do manipulacji, karmią społeczeństwo informacjami, jakoby świat przyznawał Szwecji rację, a naukowcy byli pełni zachwytu wobec jej metod walki z epidemią.

 

 

,,Nie kierujemy się dobrem gospodarki” – o tym wielokrotnie przekonywał główny epidemiolog, Anders Tegnell, który od wybuchu pandemii (wówczas jeszcze epidemii) konsekwentnie odmawiał wydania rekomendacji wprowadzenia przez rząd wyraźnych restrykcji, uznając je za nieefektywne i argumentując brakiem naukowego udowodnienia ich skuteczności. Mimo to szybko przyjęto, że szwedzka strategia ma na celu uchronienie gospodarki przed głębokim kryzysem, czemu nie zaprzeczył rząd. Powtarzano, że społeczeństwu łatwiej będzie przestrzegać długotrwałych, lecz łagodnych restrykcji. Pozwalając przedsiębiorcom działać liczono na to, że kryzys dotknie ich w mniejszym stopniu niż kolegów po fachu w innych krajach ogarniętych pandemią. Praktyka pokazała jednak, że obroty wielu firm znacznie spadły. Niektórych niemal o 100%. W ciężkiej sytuacji znajduje się branża transportowa, HoReCa i modowa. Niemal wszystkie rejsy rozrywkowe zostały odwołane. Sprzedaż biletów na pociągi regionalne SJ spadła o 90%. Co miesiąc 1 mld SEK traci komunikacja miejska. Na Kanał Gotyjski, będącym jednym z najpopularniejszych miejsc wypoczynkowych w Szwecji, statki w tym roku nie wypłyną. W krytycznej sytuacji znajdują się muzea, zwłaszcza Fotografiska i słynne na całym świecie muzeum Vasa, któremu może zabraknąć pieniędzy na konserwację kilkusetletniego okrętu. W marcu pojawiły się informacje, że zbankrutować może sztokholmski Skansen, będący zarazem ogrodem zoologicznym. Trudna sytuacja przedsiębiorców i firm państwowych spowodowała rekordowy wzrost bezrobocia, którego stopa niemal na pewno będzie wyższa niż w czasie poprzedniego kryzysu finansowego i kryzysu lat ’90. Tygodniowo w Agencji Zatrudnienia rejestruje się tyle osób, ile zwykle przez miesiąc. Rząd Szwecji przewiduje bezrobocie na poziomie 11% i spadek PKB o 7%, i jest to jedna z najbardziej optymistycznych prognoz. Szwecja już przed wybuchem pandemii była jedynym krajem Unii Europejskiej, w którym od 2014 r. bezrobocie nie spadło i obecnie wynosi ono ok. 8,5%. Najnowsze prognozy wielu banków, w tym banku krajowego Riksbanken wskazują na to, że szwedzki sposób na uchronienie gospodarki przed kryzysem spowoduje w rzeczywistości spadek PKB największy od czasów II wojny światowej.

 

 

Dziwi w tej sytuacji skąpstwo szwedzkiego rządu, który, biorąc pod uwagę fakt, że Szwecja jest jednym z państw europejskich o najniższym długu publicznym, mógłby pozwolić sobie na uruchomienie obszernych programów wsparcia dla firm i pracowników. Politycy dali wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierzają dać przedsiębiorcom pieniędzy do ręki, by zahamować negatywne skutki epidemii i wolą podnosić zasiłki dla bezrobotnych oraz ułatwiać ich otrzymanie, co może kosztować podatników znacznie więcej. Częściowego pokrycia kosztów stałych (łącznie 39 mld SEK) przez państwo, które ma nastąpić w czerwcu, wiele firm może nie doczekać. Nie wszystkie też się do niego kwalifikują. Znaczna część firm odzieżowych i aż połowa taksówkarskich alarmuje, że w obecnym stanie nie przetrwają dłużej niż kilka tygodni lub miesięcy. Mimo spadku sprzedaży biletów o 90% specjalnej pomocy nie otrzymały nawet państwowe pociągi regionalne SJ. Państwowe muzeum Vasa również zdane jest wyłącznie na siebie. Mimo apeli ekspertów, opozycji, jak i samych przedsiębiorców, rząd nie zdecydował się na comiesięczne przeznaczanie na walkę z kryzysem 100 mld SEK (40 mld zł). Największym działaniem podjętym dla ochrony miejsc pracy jest wprowadzenie systemu korttidspermittering, polegającego na ograniczeniu wymiaru czasu pracy pracownika przy jednoczesnym sfinansowaniu części jego pensji przez państwo.

 

 

Możnaby się zastanawiać, jak to możliwe, że sytuacja jest tak zła, skoro dotkliwe restrykcje nie zostały wprowadzone i cała gospodarka teoretycznie może działać normalnie. Wielu Polakom w Polsce wydaje się, że brak restrykcji powoduje, iż firmy mogą działać normalnie, a kryzys praktycznie nie istnieje. Jest dokładnie przeciwnie i odpowiedź na to pytanie jest prosta: Szwedzi, mimo braku wielu restrykcji, często decydują się na pozostanie w domach oraz odwołanie wszelkich usług, które wiążą się z koniecznością bycia w bliskim kontakcie z usługodawcą. Ograniczanie kontaktów społecznych zaleca zresztą Urząd Zdrowia Publicznego, na czele którego stoi Anders Tegnell. Nawet transport miejski, który z powodu mniejszej liczby pasażerów odnotowuje ogromne straty, apeluje do wszystkich, których podróż nie jest konieczna, o zrezygnowanie z niej. Efekt jest taki sam, jak gdyby surowe restrykcje zostały wprowadzone. Być może nawet gorszy, ponieważ – jako, że oficjalnie wszystko działa, jak dotychczas – nie ma żadnych wytycznych, co do higieny, dezynfekcji, sprątania pojazdów komunikacji miejskiej, zachowania w sklepach i innych miejscach skupiających wielu nieznajomych sobie ludzi. Część sklepów na własną rękę wprowadza różne zabezpieczenia, odbiór dostaw i przesyłek przywożonych pod drzwi odbywa się inaczej, w komunikacji miejskiej wprowadzono możliwość wejścia tylnymi drzwiami, i zrezygnowano z kontroli biletów, w innym trybie starają się działać biblioteki, i muzea.

 

 

To jednak za mało i wirus nadal rozprzestrzenia się w szybkim tempie. Szwecja należy do państw, w których śmiertelność na Covid-19 jest najwyższa, co dzień umiera średnio ponad 70 osób. Dotychczas zmarło 4 220 osób. Oficjalna liczba zarażonych przekroczyła już 35 tys., czyli tyle, ile jeszcze kilka tygodni temu wynosiła we Włoszech, szokując cały świat. Teraz, gdy liczbę chorych mieszkańców niektórych państw wyraża się w setkach tysięcy (a w USA już dawno przekroczyła ona milion), sytuacja w Szwecji zdaje się przechodzić bez echa, jak gdyby nagle nie była równie poważna jedynie dlatego, że od tamtej pory światowe statystyki uległy zmianie. Jak gdyby 35 tys. chorych w 10-milionowej Szwecji tworzyło sytuację mniej krytyczną niż w 60-milionowych Włoszech. Poświęcono życie wielu ludzi, a gospodarki i tak nie udało się uratować.

 

 

Obecnie Szwecja nawet jeszcze nie planuje poluzowania nielicznych wprowadzonych restrykcji. Społeczeństwo (a więc i przedsiębiorcy) trwa w stanie wielkiej niepewności. Niepewność tę podzielają państwa sąsiednie, które, otwierając granice z wieloma sąsiadami, planują pozostawić je zamknięte dla Szwedów. Na razie wszystko wskazuje na to, że państwo, które jako jedyne ,,nie zamknęło obywateli w domach” również jako jedyne latem będzie odizolowane od reszty Europy. Między bajki należy włożyć teorie o odporności zbiorowej. Z przeprowadzonych niedawno przez szwedzki Urząd Zdrowia Publicznego badań wynika, że nie zachorował jeszcze nawet 1% społeczeństwa. Nie trudno sobie wyobrazić, ile istnień ludzkich może pochłonąć wirus, jeśli zarazi się np. 90% społeczeństwa. Światowi eksperci stale powtarzają, że nie ma żadnych dowodów na to, iż przechorowanie Covid-19 prowadzi do długotrwałej odporności. Przeciwnie, uważa się, że wirus może stać się chorobą sezonową i zachorować na niego będzie można co roku.

 

 

Nie chodzi jednak o liczby. Siedząc bezpiecznie w domu i narzekając na nudę łatwo o tym zapomnieć. ,,Dopiero 3,5 tys. zmarłych, po 3,5 mies.? Co to jest!”, ,,Na chorobę x umiera więcej osób”, ,,Wykres staje się bardziej płaski”, ,,Sytuacja jest stabilna, umiera średnio 70 osób dziennie”. Każdy pacjent to życie. Każdy zmarły to czyjś ojciec, dziadek, syn, matka, babcia, córka, siostra, brat, mąż, żona...Dla kogoś ten jeden pacjent znaczy wszystko. Ktoś przeżył u jego boku wiele lat, miał marzenia, jeszcze kilka miesięcy temu snuł plany na przyszłość. Teraz najważniejsza osoba w jego życiu jest tylko liczbą, jedynym z tysięcy, nawet nie wiadomo dokładnie, ilu. Bo co to jest pomylić się o 200, 500, czy tysiąc osób? 30 tys. to prawie to samo, co 31 tys., albo 29 tys., czy nie? Dla nacjonalisty odpowiedź powinna być jedna i zdecydowana: nie. Czyim, jeśli nie nacjonalisty, obowiązkiem jest stawanie po stronie narodu? Kto, jeśli nie nacjonalista, będzie uważał życie społeczeństwa, każdego jego członka, za ważniejsze niż pieniądze, niż korzyści materialne? Stosunek do pandemii zmienia się całkowicie, gdy pozna się historię choćby kilku osób, których życie odmieniła ona na zawsze. Gdy wysłucha się opowieści lekarzy na co dzień zajmujących się pacjentami na oddziałach intensywnej terapii. Pytających chorych, czy próbować ich ratować poprzez podłączenie do respiratora, gdyż mogą już nigdy się nie obudzić. Zupełnie zmienia się nastawienie, gdy wysłucha się historii pacjentów, którzy na podłączenie do respiratora się zgodzili i którzy teraz zmagają się z traumą wywołaną przez koszmary i realistyczne halucynacje. Odpowiednich anestetyków już dawno zabrakło, przez co w Szwecji pacjentom podaje się mieszanki i zamienniki wywołujące koszmary. Wielu pacjentom wydaje się, że personel chce ich zabić i, że ich torturuje. Podłączonych do respiratora chorych na Covid-19 pacjentów trudniej jest wybudzić niż ,,zwykłych” pacjentów, a kiedy już się to uda, czeka ich długotrwała rehabilitacja, zaczynająca się nauką samodzielnego wstania z łóżka. Decyzje o podłączeniu chorych do respiratorów są odwlekane...dla ich psychicznego dobra. Ciężkie chwile przeżywa personel, który na oddziały intensywnej terapii kieruje własnych kolegów i koleżanki z pracy nie wiedząc, czy kiedykolwiek z nich wyjdą. Z pacjentami pracują osoby z ulicy, bez żadnego doświadczenia w służbie zdrowia, artyści z cyrku, studenci – w Szwecji już od dawna, z powodu wysokiej liczby chorych brakuje personelu. Bogata Szwecja wykonuje mniej testów na obecność Sars-Cov-2 niż Polska i to biorąc pod uwagę liczbę ludności. Szpitale już przed wybuchem epidemii były w tragicznym stanie. Pracownicy domów pomocy społecznej nie mają obowiązku noszenia maseczek i ubrań ochronnych nawet w sytuacji, gdy istnieje realne podejrzenie, że mieszkaniec, którym się zajmują, jest chory. Nie trudno się domyślić, że w związku z tym wielu z nich od pracodawców żadnej ochrony nie dostaje. Do tego prowadzą lata politycznych zaniedbań i wydawanie pieniędzy podatników na lewicową propagandę, zamiast na podstawowe funkcje państwa. Takie są realia, o których w dyskusjach na temat gospodarki się nie mówi.