Wydrukuj tę stronę

Grzegorz Ćwik - Straight edge znaczy być lepszym

Ludzie nie są równi sobie. Obok niezależnych od nas determinantów tego kim się rodzimy i jacy jesteśmy (miejsce urodzenia, rodzina, otoczenie, okres historyczny etc.) istnieje również multum czynników kształtujących nasze życie, które zależą w głównej mierze od nas. Ostatecznie jest ich pewnie więcej, niż tych danych „z góry” i przez całe nasze życie to głównie własne wybory kształtują to kim jesteśmy. Stąd też prosta konstatacja, że o ile ludzie nie są równi, to w dużej mierze zawdzięczają to własnym czynom, działaniom – lub ich brakowi.

 

Straight Edge to idea z definicji oznaczająca wybór określonej drogi życiowej, oraz konsekwentne podążanie nią. W takim a nie innym klimacie społecznym, kulturalnym i ideologicznym nie jest to bynajmniej droga łatwa. Nie tylko zewsząd atakowani jesteśmy reklamami, memami i „badaniami”, które udowadniają, że picie czy ćpanie jest czymś normalnym ale też w gruncie rzeczy „prawdy” takie przyjmuje zdecydowana większość społeczeństwa. Ale czy nas, nacjonalistów, to cokolwiek obchodzi? Nasza formacja od dawna opiera się między innymi na rewolcie wobec nowoczesnego świata. Ta rewolta to także odrzucenie nihilizmu i równanie do góry, a nie w dół. Co nas obchodzą odmóżdżające „rozrywki” praktykowane przez tak wielu wokół? My nie chcemy być gorsi. My chcemy być lepsi. Lepsi od innych, którzy obrali złą drogę. Chcemy być dziś lepsi niż byliśmy wczoraj, a jutro lepsi niż byliśmy dziś. Chcemy szukać lepszych sposobów życia, niż ścierwo serwowane nam przed media, dziennikarzy, wszelkie autorytety i celebrytów. Drogą to tego jest właśnie Straight Edge. Straight Edge znaczy być lepszym.

 

 

Kreskę?

 

 

 

Wielu z nas słyszało kiedyś to pytanie. W świecie, w którym prochy łatwo kupić niczym pieczywo, ciężko jest żyć i chociaż raz nie otrzymać propozycji „spróbowania”. Przecież każdy czasem coś zapali, wciągnie czy połknie. Ćpanie to sport obecnie zdecydowanie drużynowy, a że nałogi są rozprzestrzeniane społecznie, to i naprawdę spora liczba ludzi dostając propozycję spożycia ich, nie odmawia ze strachu przed społecznym ostracyzmem. Ktoś nie chce być uznany za mięczaka i tchórza, ktoś nie chce być wykluczony z towarzystwa, ktoś chce mieć poczucie spełnionego obowiązku „koleżeństwa”. No i oczywiście zabawa – po prochach jest dużo lepsza, prawda? Problem w tym, że to trochę zamknięty układ – czyli tkwiąc w znajomości z nieciekawymi ludźmi, którzy oddają się takim „zabawom”, komuś zależy na tym, by ludzie tacy uznali go za „fajnego”, w związku z czym zgadza się na proponowane mu prochy. A to szybko wciąga i równie szybko zwiększają się dawki, moc i częstotliwość zażywania. Ostatecznie staczamy się, tracimy czas, pieniądze, zdrowie, przyjaciół i relacje rodzinne. Czy to jest tego warte? Gdy tłumy decydują się przynajmniej w weekend „wyluzować” czy lepiej „bawić”, prawdziwy nacjonalista zadaje sobie pytanie czy z tym czasem, który tracony jest na ćpanie, nie lepiej zrobić coś bardziej sensownego i właściwego? Czy pieniądze i zdrowie inwestowane w narkotyki nie mają lepszych zastosowań?

 

A przede wszystkim – czy faktycznie warto dla znajomych, którzy widzą sens w ćpaniu, tracić czas? Czy warto zabiegać o ich uznanie i przyjaźń? Słabi, którzy poprzestają na miałkich i narzuconych sobie sofizmatach postkapitalizmu z pewnością uznają, że tak. Ty jednak jesteś Straight Edge. A Straight Edge znaczy być lepszym. Znaczy nie równać do tego co puste, nihilistyczne, do tego co jest ślepą uliczką. Masz jeszcze czas by zawrócić.

 

 

Ze mną się nie napijesz?

 

 

 

To chyba pytanie, które usłyszał także każdy w tym kraju. Pijemy coraz więcej, gdy jest dobrze, gdy jest źle, gdy jest powód do picia, i gdy go nie ma. Jak rapuje Pezet:

 

„Choć wcale nie pamiętam, lubię melanż-opór.

 

Dostałem tą inklinację w prezencie od przodków.

 

Dostałem ją jako sposób spędzania czasu.”

 

To jak, nie napijesz się? Ty jakiś dziwny jesteś. Przecież nie ma to jak dobra wódeczka. Nie ma to jak skundlić się, mieć urwany film, zgubić telefon i wrócić nad ranem do domu, a następnie cały dzień „odchorowywać”. No chyba, że koleżka zaprosi na afterek, wtedy bawimy się dzień dłużej. Co w tym czasie mógłbyś zrobić, gdyby zachować trzeźwość? Spędzić go z rodziną, na rozwijaniu siebie i swoich pasji, na aktywizmie i działalności?

 

To jak, napijesz się? Przecież wszyscy piją, a od jednego kieliszka nic się nie stanie. W takich chwilach objawia się właśnie różnica między tymi, którzy podchodzą na serio do pewnych kwestii, a tymi którzy traktują to jako przejściową modę czy zajawkę. Być Straight Edge znaczy być konsekwentnym i wiernym określonym ideom i wartościom. Nie wystarczy mieć tego na koszulce czy czapce, bo tak naprawdę dopiero gdy ktoś spyta, czy się z nim nie napijesz, okazuje się czy wierzysz i trzymasz się zasad sxe. Straght Edge to z definicji idea nie praktykowana „czasem” lub „poza weekendami”, ale właśnie bez przerwy i każdego dnia swojego życia. Nie można być sxe w wybrane dni, a wybrane nie.

 

Osoby pijące zaś starają się tak stygmatyzować abstynentów z prostego powodu. Mają świadomość, że przynajmniej w tym aspekcie sxe są lepsi. Nie potrzebują alkoholu, nie potrzebują się upijać i cierpieć tego skutków, nie tracą pieniędzy, zazwyczaj potrafią się dobrze bawić bez kropli etanolu. Dlatego tak to wkurza pijących – przypomina im, że oni z kolei bez krzty oporu uginają się przed narzucanymi nam społecznie zwyczajami. Bo to wcale nie jest jakaś „tradycja” czy „zwyczaj”, ale zwyczajna patologia. Urodziny, zdanie do szkoły, awans czy narodziny dziecka bez problemu można świętować na trzeźwo. Podobnie jest z życiem – możemy bez najmniejszego problemu celebrować je na trzeźwo. Sztuczne wpuszczanie się w nieprawdziwe stany upojenia jest zwyczajnie zbędne.

 

 

Dymka?

 

 

 

„Wszyscy jarają szlugi, to jest temat długi” jak swego czasu w kultowym utworze śpiewał Kazik. Chciałoby się rzec: „ale po co”? Po co ładujesz do pyska rulon z odrażającym ścierwem, pełnym chemicznych dodatków i zatruwasz nim absolutnie cały swój organizm? Ani nie daje to upojenia, ani nie daje pozytywnych skutków typu zwiększona koncentracja (jak chociażby kofeina zawarta w kawie), natomiast sporo kosztuje i do tego nie tylko rujnuje zdrowie, ale i jest mało estetyczne. Przykry zapach z ust i wrażenie nieświeżości to raczej nie jest pożądana wizytówka człowieka.

 

Utarło się jednak społecznie, że warto wyjść na dymka w czasie pracy, zajęć, a zwłaszcza podczas imprezy. Nie ma to jak wspólne inhalowanie się rakotwórczymi wydzielinami i toksycznym ścierwem. Do tego, podobnie jak w przypadku picia i ćpania, wiąże się to z opłaceniem tego z własnych pieniędzy. Czyli nie dość, że człowiek niszczy sobie organizm, naraża się na chociażby choroby nowotworowe, to jeszcze za to płaci.

 

Straight Edge to zdecydowanie bycie lepszym w tym wypadku – realizując postawę abstynencką w takim wypadku ani nie tracimy zdrowia, ani wolności, ani swoich pieniędzy. Nie wmawiamy sobie, że palimy bo lubimy lub chcemy, albo że to tylko kilka papierosów dziennie. Świadomy i wolny człowiek, nacjonalista nie potrzebuje nawet paru papierosów, nie potrzebuje od czasu do czasu zapalić jointa czy wciągnąć kreski, nie potrzebuje udowadniać, że jednak ma głowę do picia.

 

My jesteśmy Straight Edge i po prostu takie rzeczy są nam zbędne.

 

 

Straight Edge

 

 

 

Straight Edge znaczy być lepszym. Znaczy nie niszczyć siebie, swojego ciała, duszy i przyszłości. Straight Edge znaczy być wolnym i odpowiedzialnie oraz świadomie pożytkować swój czas, możliwości oraz dostępne środki. Straight Edge to wreszcie postawa realnego buntu przeciw nowoczesności i jej najgorszym przywarom, która propagowane są w każdym dostępnym miejscu. Telewizja, Internet, muzyka, literatura, świat reklamy – wszystkie te miejsca pełne są momentów, gdy nakłaniani jesteśmy do picia, ćpania, palenia, upadlania się. Do bycia gorszymi. Jednak Ty nie chcesz być gorszy i słaby, prawda? Dlatego właśnie wybieramy Straight Edge. Sxe znaczy być lepszym.

 

 

 

Grzegorz Ćwik