Maksymilian Ratajski - Bohater nie znaczy święty

Pierwszy marca tradycyjnie przyniósł nam dyskusje o Żołnierzach Wyklętych – lewa strona nie mogła zmarnować okazji do przypomnienia, że nie wszystko w życiorysach Burego czy Ognia było kryształowe. Często na siłę doszukuje się też morderstw popełnionych przez żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, aby udowodnić „zbrodniczość” nacjonalistycznej formacji. Wywołuje to płacz i zaprzeczanie z prawej strony – przecież polski bohater musi być bez skazy – rycerzem na białym koniu. Jesteśmy narodem świętych i tylko święci zasługują na miejsce w panteonie.

 

Bury nie był święty. Ogień również nie mógłby liczyć na kanonizację. Bez problemu znajdziemy historie, kiedy polscy żołnierze dopuścili się nieprawości, a lisowczycy (w których karierę wojskową rozpoczynał Stefan Czarniecki), byli wysokiej klasy bandytami, co nie przeszkadzało im oczywiście być doskonałymi żołnierzami, wręcz przeciwnie – pozytywnie wpływało na ich skuteczność. Czy wobec tego powinniśmy domagać się usunięcia nazwiska hetmana z hymnu? No bądźmy poważni!

 

Polski bohater musi być postacią z komiksu – herosem bez skazy. Taki szkodliwy obraz funkcjonuje w powszechnej świadomości. Dyskusja o postaciach historycznych wygląda w naszym kraju jak kłótnia małych dzieci (zresztą nasza polityka wygląda dokładnie tak samo). Czas skończyć z tą dziecinadą. Chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że i tak jeszcze nasłuchamy się o „zbrodniarzach, którzy podeptali Maciejewskiemu pole”.

 

Sienkiewiczowski Kmicic był człowiekiem z krwi i kości. Najważniejszy bohater w historii polskiej literatury miał na sumieniu więcej grzechów niż włosów na głowie. Nawet po nawróceniu pozostał warchołem, a to co robił w Prusach dzisiaj nazwalibyśmy po prostu zbrodnią wojenną. Jednak wszedł do naszego panteonu, znaczenie tej postaci jest dla polskiej kultury olbrzymie. Po części dlatego, że doskonale oddaje polską naturę, ze wszystkimi jej zaletami i wadami, Sienkiewicz tworząc Jędrusia tak naprawdę sportretował nasz naród. Kmicic dokonuje czynów wielkich, bohaterskich, a jednocześnie można się z nim identyfikować, to człowiek mający swoje słabości, wady. Wreszcie, chorąży orszański to żołnierz rzeczywisty, dziecko wojny, nie żaden rycerz na białym koniu. Dlatego odegrał w zbiorowej świadomości znacznie większą rolę niż wzór cnót Skrzetuski (pewną zasługę mu tutaj też Daniel Olbrychski).

 

Dlaczego zdecydowałem się napisać ten tekst? Ponieważ dość mam infantylnej „dyskusji”, że „Bury muchy by nie skrzywdził” i „Łupaszka to pospolity morderca, bandyta przeklęty”. Zestawienie tych dwóch postaci może być nieco kontrowersyjne, gdyż ogólna ocena Łupaszki jest zdecydowanie pozytywna, mimo śmierci litewskich cywilów w akcji odwetowej, z Burym to o wiele cięższa sprawa.

 

Zależy mi, abym nie został źle zrozumiany, chociaż wiem, że niektórzy zawodowi tropiciele „faszyzmu” z radością podchwycą, że oto „Szturm pochwala zbrodnie wojenne”. Otóż nie Szturm, tylko Maksymilian Ratajski, i nie pochwala zbrodni, tylko zauważa, że świat nie jest czarno-biały, a bohaterstwo nie równa się ze świętością. Świętych możemy pooglądać na witrażach w kościele parafialnym. Oczywiście potępiam zbrodnie wojenne.

 

Łatwo jest być pięknoduchem dyskutując na fejsbuku. Łatwo maszerować kiedy jest ładna pogoda, i można oddać hołd rotmistrzowi Pileckiemu. Łatwo wreszcie pisać o zbrodniarzach, kiedy popija się sojowe latte z sieciówki na S, pracując dla poczytnej gazety. Trudniej, kiedy kule latają nad głową i każdy dzień może być ostatnim. Oceniając poszczególne postacie historyczne, a zwłaszcza ludzi, którzy swoje życie poświęcili dla Narodu, pamiętajmy o ich zasługach i tym w jakich czasach żyli, z czym musieli się zmierzyć. Wojna nie wygląda jak w opowieściach o rycerzach, jest okrutna, brudna i wyzwala w ludziach najgorsze instynkty, najstraszniejszym jej typem jest wojna domowa, kiedy walczy się przeciwko swoim rodakom. Wojna partyzancka również jest bardzo trudna. Będąc łowną zwierzyną, ukrywając się po lasach, zwłaszcza bez nadziei na zwycięstwo, łatwo przekroczyć pewne granice. Walka z okrutnym wrogiem, codzienne narażanie życia, coraz mniejsze widoki na zwycięstwo, problemy z zaopatrzeniem i kule latające nad głową to nie komfortowa i bezpieczna działalność roku 2020.

 

Wreszcie czas na najważniejsze pytanie: Czy umiałbym nazwać bohaterem, czcić dokonania osoby, co do której nie mam wątpliwości, że dopuściła się czynów uznawanych za niegodziwe, zbrodnicze? Odpowiedzieć muszę twierdząco. Tak. Nasz narodowy panteon zawiera postacie, którym zarzucić można bardzo wiele – Bolesław Chrobry, Jan III Sobieski, władcy, których czcimy, dopuszczali się rzeczy strasznych. Czy wobec tego mamy jako Polacy się za nich wstydzić? Nie. Wiele ich czynów zasługuje na potępienie i trzeba być głupim, a przede wszystkim skrajnie nieuczciwym intelektualnie, aby temu zaprzeczyć. Natomiast całokształt ich dokonań, to jakie zajmują miejsce w narodowej historii i świadomości sprawia, że nikt normalny nie będzie burzył pomników, zmieniał nazw ulic i osiedli. Znowu, o wiele łatwiej jest przejść nad ich grzechami do porządku dziennego, ponieważ żyli wiele setek lat temu. Trudniejsze jest to, kiedy mówimy o sprawach świeżych.

 

Mamy to szczęście, że nie mieszkamy tysiąc kilometrów na południe – na Bałkanach. Tam wojna była niedawno, w dodatku był to najstraszniejszy jej typ – wojna domowa. Wszystkie strony konfliktu dopuszczały się bestialstwa. Czy to znaczy, że żadna nie ma prawa do swojej pamięci? Czczenia swoich bohaterów. Czy połowa serbskich, chorwackich i innych bałkańskich dzieci ma nazywać swoich dziadków mordercami?

 

Tutaj czeka nas kolejna pułapka. Bo trzeba umieć spojrzeć uczciwie na historię i działalność poszczególnych dowódców i ich oddziałów. Odróżniać dobro od zła, wiedzieć ile, którego było. Czym innym są pojedyncze ofiary cywilne, których nie da się podczas wojny uniknąć, chyba, że mówimy o grze karcianej, a czym innym ludobójstwo i mordowanie niewinnych ludzi. Uczciwość należy zachować również wobec obu stron konfliktu, a nie myśleć kategoriami „X był święty bo był nasz! Co z tego, że wymordował pięć tysięcy cywilów, to byli wrogowie!” i „Y to zbrodniarz wojenny, bo jego ludzie zastrzelili starą Malinowską, kiedy niosła amunicję”. Nie jestem historykiem, więc posłużę się przykładami wymyślonymi.

 

  1. Pułkownik A. Wyjątkowo zdolny oficer, w czasie wojny wielokrotnie śmiałymi manewrami, brawurą i umiejętnym wykorzystaniem terenu przesądzał o losach bitew. Zdarzyła mu się jednak pacyfikacja wsi podejrzewanej o pomaganie dywersantom.

  2. Major B. Dowodził zgrupowaniem partyzanckim, zadając wrogom duże straty. Żołnierze go uwielbiali. Cieniem na jego postaci kładzie się prześladowanie ludności cywilnej, przyzwolenie na gwałty, spalenie ośmiu wiosek wraz z ludnością i wymordowanie 43 jeńców.

  3. Podpułkownik C. Ten oficer dowodził oddziałami pacyfikującymi wsie, wyganiającymi ludność z domów, mordującymi kobiety i dzieci. Dokonywał czystek etnicznych na masową skalę. W czasie poprzedniej wojny służył w sztabie generalnym, w którym jego zdolności analityczne i umiejętność wynajdywania słabych punktów pozycji wroga bardzo się przydały.

  4. Kapitan D. Odznaczony ośmioma orderami. Bohaterską odsieczą ocalił pozycje pułku. Wojnę zaczynał jako podporucznik. Odpowiedzialny za śmierć dwóch jeńców i czterech cywili.

  5. Kapitan E. Dowodził oddziałem partyzanckim. Walczył przez siedem lat. Nikt nigdy nie oskarżył go o jakiekolwiek krzywdy ludności cywilnej. Po wojnie wstąpił do franciszkanów.

 

Mam nadzieję, że każdy Czytelnik zrozumiał o co mi chodzi. Wśród tych pięciu jest bohater bez skazy, bohaterowie, którzy mieli swoje grzechy, ale całokształt ich działalności należy ocenić pozytywnie i są też pospolici bandyci, których mimo zdolności dowódczych bronić nie sposób. Również złe czyny tych, których uznamy za bohaterów musimy umieć nazwać po imieniu. „Tak! Kapitan Nowak nie był święty. Wiele jego czynów należy potępić. Jednak całokształt jego działalności sprawia, że dzisiaj oddajemy jemu i jego ludziom hołd, jako bohaterom”.

 

Kończąc przytoczę pewna anegdotkę przeczytaną kiedyś na fejsbuku. Dyskusja tyczyła przyjaźni polsko-węgierskiej, ktoś przytoczył historię, że węgierski strażnik zastrzelił uciekającego z internowania Polaka. No i pojawił się, napisany bardzo serio komentarz, że „na pewno ten Węgier bardzo płakał, że musiał strzelić do naszego rodaka, w końcu Madziarzy to nasi przyjaciele”. Historyjka absurdalna i humorystyczna. Natomiast, właśnie tak wyglądają osoby, twierdzące, że Kościół Katolicki powinien natychmiast kanonizować Burego, bo przecież ten walczył z komunistami, więc na pewno był świętym bohaterem bez skazy.

 

Historia jest trudna, i każdy naród musi się umieć ze swoją zmierzyć. Każdy też ma prawo czcić swoich bohaterów. Pamiętajmy, że życie nie jest czarno-białe, tym bardziej w sytuacjach ekstremalnych. Dyskusja o Żołnierzach Wyklętych będzie toczyła się jeszcze przez lata i walcząc o Ich dobre imię, musimy być poważni i mówić o faktach i być na nie przygotowani. Owszem będą pojawiały się bajki o wyimaginowanych „zbrodniach” (wystrzelanie oddziału AL zbrodnią oczywiście w żaden sposób nie jest, to zwalczanie komunistycznej bandyterki i stalinowskiej agentury). Usprawiedliwiając wszystko i przecząc faktom można tylko zaszkodzić sprawie, pokazując, że jest się niepoważnym idiotą. Ogromnie nieuczciwe, a lubością stosowane przez naszych oponentów jest rozciąganie win (zarówno prawdziwych jak i wyimaginowanych) jednego dowódcy i jego oddziału na całe NSZ czy powojenne podziemie niepodległościowe. Całokształt walki Żołnierzy Wyklętych jest bohaterstwem, to nie powinno, nie może ulegać wątpliwości. Natomiast o czynach poszczególnych osób i ich oddziałów należy dyskutować osobno. Żołnierze Wyklęci i ich wkład w walkę o Polskę to świętość, której nie możemy pozwolić podeptać. Ale właśnie dlatego musimy poszczególne wątki i osoby oceniać uczciwie i na trzeźwo. Bo hagiografią osób, które delikatnie mówiąc święte nie były narobimy więcej szkody niż pożytku. Co oczywiście nie zmienia faktu, że mamy prawo, a wręcz obowiązek nazywać bohaterami wszystkich, którzy nimi byli, także jeżeli mieli coś większego na sumieniu. Pozostaje tutaj jeszcze sprawa analizy i rzetelnej oceny źródeł historycznych.

 

Każdy człowiek popełnia grzechy, jako katolik wierzę, że tylko jedna osoba była bez grzechu – Maryja. Błędy i grzechy nie sprawiają, że musimy oceniać czyjąś działalność negatywnie i odmawiać mu bohaterstwa. Nauczmy się po prostu patrzeć na sytuację, epokę, zdajmy sobie sprawę, że wojna to nie jest bajka o rycerzach bez skazy. Nauczmy się ważyć czyny dobre i złe, oceniając całokształt działalności danej postaci, kładąc oczywiście szczególnie duży nacisk na to, jako kto dana osoba skończyła.

 

Maksymilian Ratajski